Korzystając z ładnej, jesiennej pogody, zwiedzaliśmy z mężem różne ciekawe lokalizacje. Poniżej relacja ze zwiedzania pałacu, spichlerza i starej kuźni w Strzybniku.
Adres: 47-411 Rudnik, ul. Parkowa 2 Strzybnik.
Historia Pałacu.
"W 1793 Jadwiga Luiza Wilhelmina von Kloch wyszła za mąż za Joachima Bogumiła Fryderyka von Eickstedt. On to właśnie wybudował z początkiem XIX w. tutejszy pałac, który następnie odziedziczył jego najstarszy syn Fryderyk Leopold, po nim zaś Hugo Julius. Wokół pałacu wyrosły zabudowania folwarczne, kuźnia, stajnie, gorzelnia oraz młyn. Z końcem XIX w. majątek jako posag znalazł się w rękach rodu von Bischoffshausen. W 1919 roku pałac został odnowiony oraz przebudowany. Ostatnim właścicielem był Fritz von Bischoffshausen-Eickstedt, który wyjechał stąd ostatecznie w 1944. Za czasów PRL pałac podzielił los wielu innych tego rodzaju obiektów, które miały odtąd służyć „ludowi pracującemu”. Posiadłość zarządzana przez Państwowe Gospodarstwo Rolne, choć poddana remontowi w 1961 r., systematycznie chyliła się ku ruinie. Lata 90-te XX w., gdy nierentowne PGR-y upadły, przypieczętowały los pałacu, który został znacznie zdewastowany. Choć z początkiem naszego stulecia znalazł się nabywca, nieremontowany obiekt, zapomniany także przez władze konserwatorskie, niszczał coraz bardziej. W ostatnich latach fragmenty budowli zaczęły się walić. Ruiny stanowią obecnie obiekt niebezpieczny. Oglądając pałac z zewnątrz, od frontu widzimy zrujnowaną, dziewięcioosiową elewację, ozdobioną wspartą na czterech kolumnach attyką. Wokół ruin znajduje się krajobrazowy park z ciekawymi okazami drzew, jak kasztan jadalny, buk czerwonolistny, czy platan klonolistny."
źródło
Na zwiedzanie takiego typu miejsc najlepiej nie ubierać się w ulubione buty, bo trochę ich szkoda. Samo dojście do schodów kosztowało mnie nieco wysiłku. Nie obyło się bez poparzeń od pokrzyw i zaliczenia poślizgu na błotku. Nie wspomnę o wygłodniałych komarach ;-) Do wnętrza pałacu wejść się da, ale jest niebezpiecznie, bo zarwane są wszystkie piętra, łącznie z dachem.
Zwiedzając miejsca takie jak Pałac w Strzybniku zastanawiam się zawsze jak do tego doszło, że tak piękne miejsca popadły w ruinę? Czy nie lepsze byłoby wynajmowanie komuś pałacu za grosze, w zamian za dbanie o zabytek naszej kultury? Moim zdaniem zawsze znajdzie się metoda, a zabytki, takie jak ten, zabija biurokracja i polityka.
Po krótkim zwiedzaniu, tego co pozostało z pałacu, skierowaliśmy się z mężem w stronę kuźni.
Oczywiście żebym mogła zobaczyć budynek z każdej strony, musiałam ponownie zafundować sobie terapię pokrzywami ;-) Nie żebym coś miała do pokrzyw... Ale jak ubierałam wysokie, jesienne buty, to liczyłam ma to, że zadeptam nimi wszystkie pokrzywy, które pojawią się na mojej drodze. Niestety bardziej się mylić nie mogłam. Tamtejsze pokrzywy są bardzo wysokie, a w dodatku, z powodu małej częstotliwości zwiedzania takich obiektów, rośliny te mają się tam wspaniale (cóż... mało kto je depcze).
Jak widać na powyższych zdjęciach, kuźnia jest w znacznie lepszym stanie niż pałac. Drzwi z przodu są pozamykane na kłódki, ale po obejściu budynku, okazało się, że jedne były otwarte, więc mogliśmy zobaczyć również wnętrze. Następnie skierowaliśmy swoje kroki w stronę spichlerza. Już z daleka widać, że ma odnowiony dach i wszędzie są tabliczki z informacją "teren prywatny", więc wygląda na to, że ktoś spichlerz wykorzystuje. No i bardzo dobrze. Chociaż jedno miejsce zachowa się na nieco dłuższy czas.
Na przeciwko spichlerza znajduje się stodoła.
Jeżeli ktoś nie ma zbyt daleko do Gminy Rudnik, to warto wybrać się na zwiedzanie tamtejszego pałacu już teraz, bo za jakiś czas może być na to za późno. Będąc już w Strzybniku warto wybrać się jeszcze do Modzurowa i Czerwięcic. Poniżej mapka.
O pałacu w Modzurowie i Czerwięcicach napiszę w kolejnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz