Kusadasi to małe miasteczko, ale przez to podobało mi się jeszcze bardziej. Jest tam klimatycznie i nie ma tłumów turystów.
Do centrum Kusadasi (bo hotel mieliśmy na dalekich peryferiach), dostaliśmy się z mężem dolmuszem. Chłopak sprzedający "bilety" był miły i pytał gdzie chcemy się dostać, czy co zobaczyć, a przy wysiadaniu wskazał drogę.
Parking w Kusadasi, gdzie dotarliśmy dolmuszem. |
Zmierzamy do centrum Kusadasi. |
Warto przejść się tam na bazar. Mi się udało kupić przewodnik po Efezie za 10 zł. w przeliczeniu na naszą walutę ;-) Oczywiście stragany oferują wszystko: począwszy od przypraw, owoców, warzyw, dalej poprzez ubrania, szisze, pamiątki w postaci breloczków, aż po przewodniki po Turcji w każdym języku. Przede wszystkim trzeba się targować. Najlepszą metodą jest okazanie zainteresowania czymś, a następnie stwierdzenie, że za drogo i próba odejścia od straganu. Właściciel schodzi wtedy szybko z ceny.
Na wybrzeżu zobaczyć można widoczną na powyższym zdjęciu rękę z gołębiami, jest też mnóstwo ławeczek, na których można chwilę odpocząć.
Kierując się w lewo (wybrzeżem) można dotrzeć do małego portu, gdzie cumują statki wycieczkowe i rybackie. Jeżeli ktoś zgłodnieje, to jest tam również mnóstwo restauracji.
Popularna w Kusadasi jest mała wyspa z murami obronnymi, na której posadzone są różne odmiany palm i rosną piękne kwiaty. Roztaczają się też z stamtąd piękne widoki na miasto, więc warto się tam przespacerować. Wstęp na wyspę jest darmowy. Poniżej zdjęcia wyspy i z wyspy :-)
Jak już gdzieś jesteśmy z mężem, to zazwyczaj zajrzymy wszędzie. I tak było też tym razem. Coś nas pokusiło... i postanowiliśmy wejść na sam szczyt górki rozpościerającej się nad Kusadasi. Cóż muszę przyznać, że widoki były świetne, ale równocześnie zawędrowaliśmy w slumsy. To było szokujące doznanie. Z jednej strony turyści podziwiają sobie to miasteczko, a parę kroków dalej... bieda i to straszna bieda. Ścieki płynące ulicą, brudne koty pałaszujące coś w stosach śmieci, ludzie spoglądający z jawną wrogością. A czym prędzej chcieliśmy zejść na dół, w tym więcej ślepych zaułków się pakowaliśmy. Nie mam zdjęć z biedy tam panującej, bo chyba byłam wtedy lekko zszokowana i na myśl mi nie przyszło by takie zrobić. Poniżej zamieszczam jednak parę zdjęć, które zrobiłam już jak zeszliśmy niżej. Obrazują one widok na miasto z miejsca, w które drugi raz bym nie poszła.
Jak już gdzieś jesteśmy z mężem, to zazwyczaj zajrzymy wszędzie. I tak było też tym razem. Coś nas pokusiło... i postanowiliśmy wejść na sam szczyt górki rozpościerającej się nad Kusadasi. Cóż muszę przyznać, że widoki były świetne, ale równocześnie zawędrowaliśmy w slumsy. To było szokujące doznanie. Z jednej strony turyści podziwiają sobie to miasteczko, a parę kroków dalej... bieda i to straszna bieda. Ścieki płynące ulicą, brudne koty pałaszujące coś w stosach śmieci, ludzie spoglądający z jawną wrogością. A czym prędzej chcieliśmy zejść na dół, w tym więcej ślepych zaułków się pakowaliśmy. Nie mam zdjęć z biedy tam panującej, bo chyba byłam wtedy lekko zszokowana i na myśl mi nie przyszło by takie zrobić. Poniżej zamieszczam jednak parę zdjęć, które zrobiłam już jak zeszliśmy niżej. Obrazują one widok na miasto z miejsca, w które drugi raz bym nie poszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz