piątek, 15 sierpnia 2014

Omlet z brokułem

Propozycja na zdrowe i sycące śniadanie :-)


Porcja na 2 osoby.

Składniki:

  • 6 jajek,
  • 1 brokuł,
  • 3 łyżki kukurydzy z puszki,
  • oliwa,
  • do smaku: sól, biały pieprz.

Wykonanie:

Jajka wbić do miski, wymieszać do gładkiej konsystencji. Brokuł umyć, obrać w drobne różyczki i dodać do masy jajecznej. Do tego dodać kukurydzę, przyprawić i całość wymieszać.
Na patelni rozgrzać oliwę i wylać na nią całą gotową już masę jajeczną z warzywami. Jak jajko zetnie się już wystarczająco, to całość złożyć na pół i poruszając od czasu do czasu smażyć jeszcze jakiś czas, aż jajko w środku nie będzie surowe. Podzielić na pół i ułożyć na talerzu. Smacznego!


Śniadanie polecane szczególnie dla osób będących na diecie i dużo ćwiczących. Jajka dostarczą potrzebnego nam białka, a brokuły to samo zdrowie ;-) Porcja jest duża, więc dla osób z małym apetytem można odjąć jedno jajko.
Poniżej zdjęcia z przygotowywania potrawy.

Gotowa masa jajeczna z warzywami.
Omlet w trakcie smażenia.


niedziela, 10 sierpnia 2014

Hierapolis & Pamukkale (Turcja)

Teatr Rzymski.
Będąc w Turcji zwiedzaliśmy na własną rękę, ale wyjątkiem jest wycieczka do Hierapolis i Pamukkale. Stwierdziliśmy wspólnie z mężem, że prościej będzie pojechać na zorganizowaną wycieczkę przez nasze biuro podróży (Ecco Holiday). Może i prościej, ale niestety jakość takich wycieczek nie jest zbyt wygórowana. Po pierwsze czasu na zwiedzanie jest mało. Mieliśmy decydować, czy chcemy: pooglądać Hierapolis, popływać się w Basenie Kleopatry, pochodzić po tarasach wapiennych, zwiedzić muzeum, itp. Jak gdzieś jadę, to nie lubię gdy stawia się mnie przed wyborami, bo ja zazwyczaj chcę wszystko zobaczyć! ;-) I tak też postanowiliśmy. Musieliśmy mieć niezłe tempo, ale dzięki temu dotarliśmy do wszystkich ważnych miejsc w Hierapolis. Do Basenu Kleopatry też poszliśmy, ale już bez kąpieli, a tarasami schodziliśmy na tyle szybko, żeby znaleźć czas na zdjęcia i na wymoczenie nóg w co głębszych nieckach.


W Hierapolis brakowało mi tych chwil zadumy i obserwacji w ciszy i spokoju, takich jak mieliśmy zwiedzając na własną rękę Efes 



 Nie oszukując się, niewielu turystów decyduje się na zwiedzanie Hierapolis. Zdecydowana większość wybiera tarasy wapienne Pamukkale i w nich zażywa kąpieli, a wielu wybiera również kąpiel w Basenie Kleopatry, bo tłumów tam nie brakuje. Tymczasem jeżeli chodzi o ruiny, to zazwyczaj turyści wybierają się tylko do Teatru Rzymskiego, a mało kto zapuszcza się dalej.


W tle na zdjęciu u góry i u dołu widok na Łaźnię Rzymską.


W tle Brama Dominicjana.

Kiedy byliśmy w Hierapolis przy Bramie Dominicjana, staliśmy się świadkami niby to zwykłego, ale dla nas niezwykłego zjawiska. A dokładniej od najdalszego końca kolumnady głównej ulicy utworzył się wir powietrzny i kierował w naszym kierunku (czyli tam gdzie stoję z aparatem na zdjęciu powyżej), tworząc przy tym tumany piasku, które na koniec opadły przed nami i po trosze na nas. Dla nas jako obserwatorów wczuwających się w atmosferę tego miejsca wyglądało to tak: Od najdalszego odcinka ulicy przegalopowali Rzymianie na koniach, tworząc tumany piasku, a tuż przed nami znikli wracając do swych czasów i kurz opadł jak gdyby nigdy nic ;-)

Opadający piasek przy Bramie Dominicjana.
Kolumnada głównej ulicy.

Teatr Rzymski.
Basen Kleopatry.
Basen Kleopatry był ostatnim miejscem, do którego poszliśmy w Hierapolis, zaraz potem skierowaliśmy swoje kroki do tarasów wapiennych.

Tarasy wapienne Pamukkale.
Pamukkale.


Na koniec całej wycieczki zawieziono nas do miejsca najważniejszego dla organizatorów: sklepu z tekstyliami. Ponudziliśmy się, ale cóż poradzić? A na sam koniec... popsuł się autobus ^_^ I na kolację do hotelu nie zdążyliśmy. W sumie to nawet na napoje nie zdążyliśmy, bo podawane były u nas w hotelu nieodpłatnie do godziny 23:00. Ale po opowiedzeniu naszych perepetii zlitowano się nas nami i dostaliśmy po szklance soku i zimne piwko ;-)

sobota, 9 sierpnia 2014

Pałac w Mosznej


Pałac w Mosznej zwiedzałam już dwukrotnie. Ma on w sobie coś niezwykłego, że aż chce się wracać. Pałac posiada rozległy park, w którym na wiosnę kwitną azalie. Pokrótce streszczę, co warto zobaczyć na zewnątrz, bo zwiedzenie samego pałacu odbywa się z przewodnikiem, więc to on Was oprowadzi. Ja zamieszczę jedynie kilka zdjęć, dla tych, co nie mają okazji się wybrać do Mosznej. Zdjęcia pochodzą z dwóch okresów: czerwiec 2010 roku i maj 2012 roku. Jeszcze odnośnie jednej sprawy, a mianowicie używam określenia pałac, a nie zamek, bo pierwotnie budowla ta była wzniesiona jako pałac, ale w internecie występuje zamiennie nazwa zamku z pałacem. Nie wiem, więc czy to przez to, że sam pałac spłonął i został odbudowany jako zamek, czy też są inne powody. Nie będę w to wnikać, ale jeżeli ktoś aktualny status pałacu/zamku zna, to bym się nie obraziła za uświadomienie mnie ;-)

Freski w jadalni.
Palmiarnia.
Drewniane schody.
Widok ze schodów na salę kominkową.

Poniżej zamieszczam zdjęcia biblioteki aktualnie wykorzystywanej również jako salę konferencyjną. Warto zwrócić uwagę na drzwi, kominek, drewniany sufit, lustro z drewnianą ramą, oraz witraże w oknie.

Widok od strony wejścia.
Widok na drzwi i kominek.
Ciekawa jest również sala, w której aktualnie odbywają się między innymi wystawy sztuki. Zdjęcia poniżej.

















Na zewnątrz warto wybrać się na dłuższy spacer. Pierwszy przystanek po wyjściu z pałacu, to dziedziniec z lwami.



Będąc na zewnątrz warto przyjrzeć się wszystkim ozdobom pałacu (rzeźbienia, rzygacze, itp.).




W pałacowym parku pełno jest mostków, które dodają temu miejscu uroku. Warto również wybrać się na mały cmentarz rodu Tiele-Wincklerów. Poniżej mieszanina zdjęć zrobionych na spacerze.





Cmentarz rodu Tiele-Wincklerów.





czwartek, 7 sierpnia 2014

Tak blisko, a jednak tak daleko: Taba, Egipt

Tytuł tego posta można zrozumieć na wiele sposobów, ale już tłumaczę o co mi dokładnie chodzi ;-) Gdziekolwiek nie jadę, zawsze wybieram lokalizację taką, z której będę mogła zwiedzić ciekawe miejsca. W tym przypadku był jeszcze jeden cel, dokładniej miała to być nasza podróż poślubna, więc dodatkowo chciałam żeby hotel był luksusowy, ale w cenie przystępnej. Kiedy się rozglądałam za wakacjami zagranicznymi, sytuacja w Egipcie nie była jeszcze taka napięta. Ostatecznie sprawę przesądziła opinia znajomej, która wróciła właśnie z pięciogwiazdkowego hotelu Mövenpick Resort Taba w Egipcie. Jako że bardzo chciałam zwiedzić Izrael, a hotel doskonale nadawał się na podróż poślubną, to decyzja zapadła szybko i zarezerwowaliśmy wycieczkę. Dnia 21.08.2013r. polecieliśmy do Egiptu. W kraju tym byłam po raz trzeci, ale po raz pierwszy w Tabie.

Plaża w Tabie.
Cóż... Nadal nie odpowiedziałam na pytanie, dlaczego tak blisko, a jednak tak daleko :-) Blisko, ponieważ do granicy z Izraelem mieliśmy piechotą 5 minut, a daleko,  ponieważ w Egipcie wybuchły zamieszki do tego stopnia, że granice mogły być w każdym momencie zamknięte, a wszystkie wycieczki lokalne zostały odwołane. I zobaczenie Kolorowego Kanionu, Jerozolimy, Petry, czy też Góry Mojżesza odeszło w zapomnienie. Rozczarowanie było ogromne, a zarazem byliśmy uwięzieni w raju... 

Widok z balkonu naszego pokoju (w lewą stronę).
Widok z balkonu naszego pokoju (w prawą stronę).
Mimo braku możliwości zwiedzania, postaraliśmy się o to, by czas dobrze zagospodarować pomiędzy aktywnością, a błogim lenistwem ;-)

Widok ze schodów na ogrody hotelowe.
Kompleks hotelowy był ogromny, więc trochę czasu zajęły nam spacery po nim. Dodatkowo mając all inclusive, mogliśmy swobodnie poruszać się również po hotelu Hilton Taba Resort.

Na terenie Hilton Taba Resort.
Z Hiltona było widać już przejście graniczne z Izraelem. Były tam też ciekawe rafy koralowe, więc często tam pływaliśmy. 

Mój deser :-) Duuużo musiałam później pływać by to spalić.
Czasu mieliśmy dużo, więc delektowaliśmy się jedzeniem, a wieczorami testowaliśmy drinki.


Powyżej drinki serwowane w lobby barze, a poniżej jeden z barmanów przygotował nam niespodziankę w postaci kolorowych drinków, orzeszków i kwiatów :-)


Na zdjęciu powyżej, za nami widać światła trzech państw: Arabii Saudyjskiej, Palestyny i Izraela.


Oczywiście będąc w Egipcie obowiązkowo musieliśmy zaliczyć sziszę ;-)

Wyspa Faraona, Taba.
W trakcie skróconego pobytu (bo ewakuowano nas po tygodniu), udało nam się wybrać na snurkowanie obok Wyspy Faraona.


Jednym z ciekawych miejsc, w które zawędrowaliśmy na spacerze jest między innymi restauracja chińska.





Jak widać na zdjęciach, turystów było niewielu. Jeżeli jacyś się przewijają w tle, to głównie osoby z Palestyny lub Izraela. Całe zamieszki działy się głównie w Kairze, więc uważam, że postanowieniem o ewakuacji wszystkich turystów (za wyjątkiem anglików) skrzywdzono ten kraj. Na naszych oczach odgrywał się ich dramat. Opowiadali nam jak kolejno są odsyłane osoby z personelu hotelu na przymusowe urlopy. Tymczasem w miejscowościach turystycznych nic się złego nie działo. Media sprawę przerysowały, straszyły turystów. Byłam wewnątrz tej machiny, więc widziałam jak to działa. Pewna reporterka najpierw naopowiadała kobiecie z dziećmi o tym co dzieje się w Kairze, a dopiero później zaczęła kręcić reportaż, z nastraszoną już osobą. Może dla niej było to uświadamianie kogoś, ale dla mnie to czysta manipulacja, dla zdobycia dobrego materiału. Ale dosyć tych ponurych myśli.  Na zakończenie zdjęcia mnie i męża :-)



K O N I E C